Raty kredytów rosną regularnie od wielu miesięcy. Czy w ogóle jest sens podejmować walkę z bankiem? Radca prawny Dorota Malanowska, która zajmuje się problematyką nieruchomościową udowadnia, że tak. Pomogła wielu klientom w sprawach kredytów frankowych. Jak będzie ze złotówkami?
— Od lat pomagasz klientom walczyć z nieuczciwymi zapisami w umowach kredytowych. Mówimy o kredytach we frankach szwajcarskich. Czyli da się wygrać z bankiem?
— Oczywiście. Mamy już kilkadziesiąt wygranych, w tym wiele prawomocnych wyroków przeciwko bankom. Sądy przeważnie unieważniają umowy kredytów indeksowanych do obcych walut.
— Co znaczy takie unieważnienie?
—To tak, jakby umowy w ogóle nie było. Strony co do zasady powinny sobie zwrócić świadczenia, które od siebie otrzymały. Czyli dostajemy od banku z powrotem to, co płaciliśmy w czasie trwania kredytu.
— Często się to zdarza?
— Przy kredytach kredytach frankowych bardzo często. W zasadzie większość wyroków to unieważnienia. Wygląda to w ten sposób, że jeśli ktoś dostał np. 200 tys. zł kredytu na 30 lat, to po 15 latach zazwyczaj oddał już tę kwotę. Wówczas pozostałe wpłaty traktuje się, jako nienależne. Klient odbiera wygraną kwotę od banku i w zasadzie zaraz ją oddaje. Wychodzimy na zero, ale nie mamy kredytu na głowie.
— Czyli machina nie jest taka straszna?
— Nie. Tylko trzeba się uzbroić w dużo cierpliwości. Te sprawy bardzo długo trwają. Średnio 4 lata. Czasami dłużej.
— Jak wygląda ten proces? Klient przychodzi do Was po pomoc i… co dalej?
— Wysyła nam umowę, którą musimy przeanalizować. Jeśli jest wadliwa, a zazwyczaj tak jest, to informujemy jakie klient może mieć roszczenia do banku. Przede wszystkim jest to roszczenie o zapłatę wynikającą z nieważności umowy. Jeśli klient decyduje się na drogę sądową, to musi zabrać umowę kredytową, ewentualne aneksy i historię spłat. Nie ma więc zbyt dużo papierów.
— Jak bronią się banki?
— Zaprzeczają naszym argumentom, twierdzą, że z umowami wszystko jest w porządku. Powołują świadków i przedstawiają najróżniejsze dowody, ale ich argumentacja jest zwykle uznawana za bezpodstawną. Wniosek o dopuszczenie dowodu z zeznań świadków jest obecnie często oddalony.
— Sprawy związane z frankami są już w zasadzie powszechne. Banki zmieniają linię obrony odkąd się to zaczęło?
— Można powiedzieć, że argumenty są te same. Cały czas forsują np. rozwiązanie w postaci wprowadzenia średniego kursu NBP zamiast wadliwej klauzuli indeksacyjnej.
— Czy kredytobiorcy złotówkowi mogą korzystać z argumentacji prawnej wypracowanej w sprawach frankowych?
— Punktem wspólnym z kredytami w złotówkach może być tylko brak właściwego pouczenia o ryzykach związanych z kredytem, w tym przypadku o ryzyku związanym z oprocentowaniem. Myślę, że jeszcze kilka lat temu bardzo często informacja o możliwych zmianach oprocentowania w przypadku kredytów w złotówkach nie była wystarczająca. A to może stanowić podstawę do uznania umowy za nieważną. Natomiast pojawiają się także inne argumenty, związane z WIBOR-em.
— A co z powiedzeniem „Nie bierz kredytu w obcej walucie”? Kredytobiorcy nie rozumieli ryzyka?
— Informacja ze strony banku była taka, że kredyt jest powiązany z walutą, ale ludzie nie rozumieli istoty tego powiązania. Niektórzy rozumieli to tak, że jeśli biorą określoną kwotę i ją spłacają, to saldo wyrażone w złotówkach będzie się pomniejszało. Natomiast prawda jest taka, że w momencie uruchomienia tego kredyt, kwota kredytu wyrażona w PLN była zamieniana na franki szwajcarskie według kursu kupna z tabeli banku. Bank często tego mechanizmu nie wyjaśniał, a co więcej Klient nie zdawał sobie sprawy z tego, że to nieuczciwe. Jeśli bank przelicza kwotę kredytu według własnego kursu kupna, to może tym kursem, a w rezultacie kwotą kredytu swobodnie manipulować. Umowy złotówkowe, które są oprocentowane WIBORem też nie do końca są według mnie uczciwe.
— Dlaczego?
— Trzeba zwrócić uwagę na to, że bank dysponuje swoimi pieniędzmi. Jeśli pożycza nam jakąś ich część, to po co tam jest w ogóle WIBOR? To wskaźnik oprocentowania ustalany przez banki między sobą, stosowany do pożyczek międzybankowych. Dlatego otwarcie mówi się o ich rekordowych zarobkach. WIBOR nie jest parametrem ustalonym przez państwo, więc tak naprawdę jego wygląd to taka prywatna inicjatywa.
— Robią to świadomie, czy to po prostu biznes i klienci go nie rozumieją?
— Trzeba pamiętać, że banki to przede wszystkim biznes. Dodatkowo rzeczywiście ludzie nie do końca rozumieją mechanizmy finansowe, czy rynkowe. A banki świadomie wykorzystują każdą możliwość żeby zarobić jak najwięcej.
— Czy rozprawy w sprawie kredytów złotówkowych mogą wyglądać podobnie do rozpraw w sprawie kredytów frankowych?
Rozprawy w sprawie kredytów złotówkowych póki co mogą być trudniejsze od tzw. frankowych, ale pierwsze sprawy związane z unieważnieniem tzw. kredytów frankowych także były bardzo trudne. Trzeba pamiętać, że to jest walka o duże pieniądze i trzeba się uzbroić w dużo cierpliwości. Natomiast na przykładzie kredytów tzw. frankowych być może w przyszłości okaże się, że głównie do wygranej potrzebny jest czas. Argumenty i orzecznictwo już jest po naszej stronie.
— Pierwsze pozwy zbiorowe w sprawie podwyższonych rat kredytów złotówkowych już za nami. Tylko czy faktycznie są takie dobre?
— Uważam, że pozwy zbiorowe są gorszym rozwiązaniem niż pozwy indywidualne. Sprawy z takich pozwów trwają znacznie dłużej niż indywidualne i trudno też oczekiwać indywidualnego podejścia do Klienta i jego sprawy. Przy tego typu sprawach, możemy walczyć o zwrot pieniędzy lub o tzw. zasadę. Przy pozwach zbiorowych raczej trudno walczyć o pieniądze, bo każdy z klientów ma inne roszczenie. Także jest to walka raczej o zasadę i po wieloletnim procesie niezbędna może się okazać dalsza walka — już o same pieniądze.