Branża nieruchomości zmienia się w zasadzie bez przerwy. Warto więc zwrócić się do specjalistów. Iwona Popławska, ekspert kredytowy Wilsons, zdradza nam kilka szczegółów na temat kredytów hipotecznych przeznaczonych na budowę domu.
— Czy odnotowujecie wzrost zainteresowania kredytami hipotecznymi na budowę domów?
— Nie. Mimo że sama mam takich klientów, to jednak można powiedzieć, że spada ogólne zainteresowanie wszystkimi kredytami hipotecznymi. Jeszcze 5, czy 10 lat temu sytuacja była zupełnie inna jeśli chodzi o kredyty na budowę domów.
— Przybywa też ofert sprzedaży niedokończonych domów…
— W takiej sytuacji warto się do nas zwrócić, bo możemy pomóc w uzyskaniu kredytu na dokończenie budowy.
— Czy tylko pieniądze mogą być wkładem własnym?
— Nie. Wkładem własnym może być też wartość działki. Banki zaliczają do niego również wszystkie już poniesione koszty związane z przyszłą budową np.cenę z projektu budowlanego. W większości przypadków jest to jednak wartość działki, na której będzie realizowana budowa
— Czyli żeby w ogóle ubiegać się o kredyt, musimy posiadać działkę?
— Tak, trzeba być jej właścicielem i posiadać prawomocne pozwolenie na budowę. Bez tego nie ruszymy z procedurą składania wniosku kredytowego.
— To chyba trochę bardziej skomplikowane niż w przypadku mieszkania…
— Trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy. Pierwsza to kwestie finansowe, czyli czy dany klient posiada zdolność kredytową na wnioskowaną kwotę kredytu. Druga strona to dokumenty nieruchomości. Na budowę domu wymaga się oczywiście o wiele większej liczby dokumentów, np. wypisu i wyrysu z rejestru gruntów, projektu budowlanego, dziennika budowy czy kosztorysu na dokończenie budowy. Kredyt jest uruchamiany w transzach, a ich kwota i ilość zależy od decyzji analityka danego banku.
— Musimy tu powiedzieć, że nie dostaje się od razu całej kwoty.
— I to jest opcja bezpieczna dla wszystkich. Klient deklaruje na kosztorysie prace wykonane w pierwszej transzy, później przyjeżdża rzeczoznawca banku i sprawdza, czy faktycznie wszystko idzie zgodnie z planem. Jeśli tak jest, uruchamia się następną transzę. Oczywiście mogą być przesunięcia. Jest w miarę liberalnie. Tak samo, jeśli klient weźmie większą kwotę kredytu i zmieści się w niższej kwocie, to może nie uruchamiać ostatniej transzy lub skorzystać z jej mniejszej części.
— Klient, który do Was przyjdzie, może więc liczyć na przysłowiowe „poprowadzenie za rękę”?
— Oczywiście. Mamy różnych klientów, a wielu z nich nie ma pojęcia o procedurach i wnioskach. To dla nich ulga, że nie muszą posiadać fachowej wiedzy w temacie. Przyświeca nam prosty cel. Oferta ma być najkorzystniejsza. Składamy wnioski do minimum trzech banków i to klient wybiera najlepszą dla niego opcję.
— Jak duży musi być wkład własny? Czy 10 proc. wystarcza?
— Tak, chociaż są banki wymagające 20 proc. Wtedy mamy możliwości skorzystania z większej liczby ofert. Mimo to nawet w tym trudnym okresie banki godzą się na 10-procentowy wkład. W okresie pandemicznym było to właściwie niemożliwe. Młodzi ludzie raczej nie nie dysponowali taką kwotą na wkład własny.
— Jak długo może trwać budowa?
— Przyjmuje się 24 miesiące. Są oczywiście przypadki, w których można to przedłużyć, ale za takie maksimum przyjmuje się 36 miesięcy.